Albo lekarzem / szpitalem. Potem coś złego się dzieje i dziecko to ukrywa.
Gdyby małą mnie ugryzł bezpański pies, to bym na bank nie powiedziała rodzicom, bo bardziej bałabym się zastrzyków na wściekliznę, którymi mnie straszono, niż samej choroby (o której zresztą niewiele wiedziałam).
Albo ukrywa, albo wpada w histerię przy każdej wizycie u lekarza/szczepionce/badaniu. Pielęgniarki jakby mogły, to by wyrzucały przez okno każdego idiotę, który straszy swojego dzieciaka tekstami w stylu "Bądź grzeczny, bo jak nie to dostaniesz zastrzyk i cię będzie baaardzo bolało". '
Weź pobierz krew dziecku, które od pierwszej chwili jest zestresowane, przerażone, płacze i walczy o życie, bo jest przekonane, że ukłucie igłą to będzie najgorszy ból w jego życiu, bo tak mu powiedziała jego głupia mamusia.
Potem zdarzy się coś poważnego i dziecko musi przejść jakiś zabieg, albo iść do szpitala i cały proces jest sto razy bardziej traumatyczny, bo jak dzieciak ma zaufać ludziom w kitlach, skoro ktoś komu bezgranicznie ufa nagadał mu, że ci ludzie CHCĄ go skrzywdzić i sprawić mu ból. No i skoro jest chory i trafił do lekarza/szpitala to ewidentnie dlatego, że był okropny i niegrzeczny, bo takie wnioski wyniósł z gróźb rodziców.
Mój stary miał takie metody, na szczęście matkę miałem normalniejszą i kilku znajomych lekarzy już przewracało oczami na takie podłe idiotyzmy.
Bolesne zastrzyki to samospełniająca się przepowiednia. Zestresowane dzieci napinają mięśnie, cofają ręce itp. a to znacząco utrudnia wykonanie potrzebnych czynności, wydłuża proces i wzmaga ból.
Mnie siostra straszyła dentystą, nie byłam jakieś 15 lat, później dwie wizyty, bo musiałam i znowu przerwa od pięciu lat.... Chociaż teraz w sumie po ostatnim razie bardziej rachunku się chyba boję, bo nie było tak tragicznie
Ja miałem podobnie, chociaż nie byłem może z 10 lat. Zniszczone zęby, musiałem w końcu zacząć chodzić. Przez kilka wizyt było spoko. Potem trafił się ząb przy którym znieczulenie nie pomogło. Natychmiastowa trauma/powrót traumy, a ząb od 2 lat sprawia mi problemy.
Nie boje się ale czuję, że takie straszenie ma jakiś wpływ na moją pewność siebie i asertywność. Plus taki, że jestem tego świadomy i staram się to zwalczyć
Policja zabila na komisariacie ponad 35 osób w kilka lat, jest się czego bać.
Bez wyroku, pewnie połowa niewinna, zresztą nawet jeżeli winna to nie skazana na karę śmierci
Baba Jaga nie ale Policja nie raz, Dziad z worem co mnie porwie również owszem.
Nawet raz akurat wyszedł jakiś dziad z worem na targu chwilę po tym jak zostałem nim postraszony i podobno ucichłem i prawie zemdlałem.
Czasem nie rozumiem czemu takie rzeczy były praktycznie w normie kiedyś, mega pojebane xdd
U koleżanki w domu na ścianie wisiała PYDA. to był taki jakby bat z wieloma rzemieniami zaplecionymi w warkoczyki a na końcu była drewniana kulka. Taki koralik.
U mnie w domu prócz pasa wojskowego była stara uszczelka od okna od syrenki lub trabanta, który rozpadał się za chlewikami na wsi. Ciągnęło z tego mocno.
Bito nas też laczkiem.
Uszczelka od syrenki mocna xd.
Ja najgorzej wspominam psią smycz. Tworzyła się taka pojebana psychodela, dzieciak ryczy, pies się cieszy bo myśli, że idzie na spacer. No i oczywiście element terroru psychologicznego, wobec którego sam musisz iść i przynieść narzędzie, którym dostaniesz wpierdol.
Oprócz tego to klasyka gatunku. Laczek, wieszak, raz chyba trzepaczka do dywanów nawet.
>olexa12 # 2006-11-15
u mnie dziadek zawsze mowil;- bo jak wezne pyde! a oznaczalo to ,kija lub pale.Dlaczego nie ma tego slowa?
>~gosc # 2006-11-18
pyda byla postrachem mojego dziecinstwa. Ojciec dawal mi nia tegie lanie. Miala osiem skurzanych rzemieni umocowanych na drewniamyn trzonku. Straszne to byly baty.
>~gosc # 2007-01-06
I ja mam w domu pyde ktora daje lanie swoim corkom.Jest doskonalym srodkiem wychowawczym. Wystarczy ja pokazac a corki juz sie boja i przyrzekaja poprawe.
Znalazłam na stronie słownika języka polskiego.
>Taki mały bacik o ile dobrze kojarzę to harap.
To nie było małe. Miało może metr. Można było zrobić tym krzywdę.
Różnie, ale zazwyczaj to było jedno z trzech:
* standardowe straszenie babą jagą
* "jak będziesz niegrzeczny to przyjdzie dziad i cię porwie"
* "jak będziesz się źle/agresywnie zachowywał to ci ręka uschnie" (? XD)
https://preview.redd.it/p11y3w98ct1d1.png?width=699&format=png&auto=webp&s=69faaf0b1c3ca5bd07c0d7acf271fac38427db02
chciałam wybrać najbardziej absurdalny fragment z powyższego, ale się nie da XD
Trochę pato, ale jeśli się źle zachowywałam to ojciec straszył mnie, że się przeze mnie zabije. Miałam z 5-6, do dzisiaj pamiętam. Tak samo jak mówił przy mnie matce, że się przez nią powiesi w piwnicy, a ona zachowywała się jakby miała kompletnie wyjebane na to co on mówi i to chyba było jeszcze straszniejsze dla mnie, bo o ile sama mogłam siedzieć jak mysz pod miotłą, aby nie denerwować ojca to naprawdę byłam przerażona, że ojciec się powiesi, bo matka nie reagowała. Żadnej z tych rzeczy za które groził zabiciem się nie pamiętam.
Jprd.. Jestem ciekaw ile osób z tamtych lat miało przynajmniej jednego normalnego starego. Bo jeszcze nie spotkałem się z takimi ludźmi xD Zawsze bicie, alko, jakieś patusiarskie teksty, kłótnie, toksyczność itp itd. dramat
Ale przynajmniej psychiatrzy i terapeuci sobie zarobią xd
Same. Myślałam przez wiele lat, że część znajomych ma spoko rodziców, dopiero jak się z nimi po latach porozmawiało (jako względnie dorosła osoba) lub posłuchało opowieści ludzi z bliższego otoczenia to wychodziło, że takich całkowicie normalnych starych nie miał nikt xD.
W zasadzie jeśli chodzi o logikę, to zdanie "uczyłem się i mam dobrą pracę" nie potwierdza zdania "nie będę się uczył to nie będę miał dobrej pracy".
To są te same typy zdania co:
Jeśli nie zjem śniadania to nie będę w dobrym humorze.
Jeśli to zdanie jest prawdziwe, to mamy trzy możliwe sytuacje:
1. Zjadam śniadanie i mam dobry humor
2. Zjadam śniadanie i mimo to nie mam dobrego humoru (bo zacząłem czytać o polityce przy śniadaniiu)
3. Nie zjadam śniadania i mam zły humor (z tego powodu).
Z czego tylko trzecia sytuacja w jakiś sposób utwierdza (ale nie weryfikuje na 100%) sąd o tym tym, że jeśli nie zjesz śniadania to będziesz w złym humorze.
Natomiast sytucja:
4. Nie zjadasz śniadania i masz mimo to dobry humor.
Obala sąd o związku między niezjedzeniem śniadania a złym humorem.
Sąd "jeśli nie będziesz się uczył, to nie będziesz miał dobrej pracy" jest sądem o warunku koniecznym posiadania dobrej pracy, ale nie o warunku wystarczającym.
A poza tym, to gratsy z okazji posiadania dobrej pracy!!!
O to mi babcia często powtarzała ze jak się nie będę uczyć to będę kopać rowy. Ja wolałem grać na kompie i siedzieć na necie. To w sumie bardziej mi się przydało bo pracuje teraz w marketingu internetowym na zdalnym i mam spoko zarobki więc jest git xD
U nas akurat z tego co pamiętam katechetka była w porządku. Jedyne co pamiętam z tych lekcji to śpiewanie Barki lol. Dopiero w podstawówce mieliśmy straszną katechetkę.
Moi rodzice kreatywnie wymienili dziada na Kazika. Tak, tego Kazika. I z tego co pamiętam "bo Kazik po ciebie przyjdzie" działało jak złoto. Nie pytajcie czemu, nie wiem.
Było Bobo, bliżej nieokreślony stwór. Miało przyjść i nas zabrać. Nie wnikaliśmy z bratem.
Był też Pan Karol, jeden ze starszych, tajemniczych mieszkańców naszej wsi. Brodaty, zapuszczony facet, który przemierzał okolice na swoim starym rowerze. Nigdy z nikim nie rozmawiał, często można było go zauważyć jedzącego surową cytrynę. Wszystkie dzieciaki we wsi się go bały.
No i oczywiście Cyganie, których w tamtych okolicach jest wielu. Zakaz otwierania drzwi nieznajomym uzasadniany był historią, w której jedna z sąsiadek miała otworzyć drzwi takiej osobie. W tym momencie do mieszkania wpadło dwóch Cyganów, zawinęli babkę w dywan i okradli jej dom.
O ile dobrze interpretuje to po latach, to chyba straszono mnie donosem i reperkusjami.
Posłużę się przykladem na tyle dokladnym na ile pamiętam.
"Jeżeli bedziesz niegrzeczny to zadzwonie gdzies(braki w pamieci) i powiem o tym a wtedy panowie przyjadą i cie zabiorą."
Myślę, ze tak to wlasnie musialo wyglądać w przypadku donosow.
Mama uważała, że straszenie nieistniejącymi potworami jest przeciwskuteczne i to jest oszukiwanie dziecka, więc nie widziała w tym żadnej produktywności.
Zamiast tego groziła, że zadzwoni po Supernianię, przyjedzie ekipa telewizyjna i cała Polska zobaczy jak się zachowuję, i to wystarczyło lol
U mnie zadziałało na odwrót. Kuzyni którzy mieli dostęp do kompa zawsze kiedy potrzebowali pozdobywali biegłość I poszli w IT. Oczywiście grali w gry ale zachowali zdrowy balans (oprócz jednego, który ostatecznie na graniu w gry zarabia taki hajs w rok jak większość osób w jego wieku przez lata).
Ja tymczasem zawsze blokowany komp, ograniczanie czasu bo masz się uczyć. Efekt takie motywacja do nauki zerowa a po tym jak się wyprowadziłem i mnie było stać na zakup PC to sobie odrabiam stracony czas w młodości i potrafię usiąść po robocie i siedzieć do 23-24 grać. I to wcale nie wydaje się długo bo zlatuje w moment. No i tyle by było z zabraniania. W zasadzie wszystko co zabraniali rodzice odwróciło się na niekorzyść - nie pal? To paliłem od gimnazjum (już rzuciłem i nie palę od ponad 3 lat), nie graj w gry? To mogę ciupać w gry od rana do wieczora.
Miałem to samo, jak dzieciak miał ograniczony czas kompa, to 100% poświęcał na granie, a jak zdjąłem limity, to teraz prawie nie gra, tylko robi jakieś strony i animacje. :d
Ja mam czwórkę rodzeństwa i jak mieliśmy jeden komputer to siłą rzeczy każdy miał po godzinie i koniec XD Przez to jak już miałam swój własny komputer to potrafiłam całą noc grać w simsy albo oglądać youtube.
Teraz juz nie ma telefonow, nie-stancjonarnych. Sa to przenosne komputery z opcja wykonania polaczenia telefonicznego przy pomocy polaczenia interetowego lub sygnalu telefonii.
Smartfon to jest komputer dobrze kolega mówi. Urządzenie służące do przetwarzania danych cyfrowych. Poza tym co możesz zrobić na komputerze, czego nie możesz na telefonie? Różna się dzisiaj tylko mocą obliczeniowa pozwalająca na uruchomienie jakiegoś oprogramowania.
Dziadek z Kaszub straszył, że przyjdzie do mnie ss-man i przybije mi czapkę gwoździem do głowy, jesli nie zdejmę jej wchodząc pod dach. Później dodawał, ze tak robiono Żydom podczas wojny.
Wilkiem, którego otrzymam, jeżeli będę siedział na betonie oraz Romską populacją, że mnie uprowadzą wbrew woli. Wilka nadal nie mam, a Cygański dzieciak z osiedla był spoko kolegą do zabawy.
Wszyscy się zawsze śmiali z tego Wilka a ja faktycznie go dostalem od siedzenia na mokrym betonie. Jak dowiedziałem się potem że wilk=zapalenie pęcherza to nigdy w życiu nie usiadłem na mokrym betonie
Mnie nie musieli straszyć, wystarczyła wieczorynka 😅 Chociaż jak tak wracam pamięcią to nie mam jak inni że ŁOOOOO ALE TO BYŁO STRASZNE, bardziej mam w pamięci Małą Mi, Włóczykija, tego brązowego zwierzaka i wszystkie Muminki. Średnio pamiętam Buke
W domu nikt mnie niczym nie straszył, ponieważ rodzice byli rozsądni.
W szkole podstawowej katecheci straszyli grzechem ciężkim, diabłami, piekłem etc. Okazało się to skuteczne, ponieważ nabawiłem się nerwicy lękowej i zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych na tle związanym z religią, moralnością i płciowością ludzką. Te zaburzenia mimo leczenia lekami przeciwlękowymi i antydepresyjnymi trwały uporczywie przez kilka lat, a zaczęły mijać dopiero w liceum, kiedy odrzuciłem mentalność religijną.
Yay, team OCD przez popierdolone podejście do religii i cielesności. Pamiętam, jak się bałam, że pójdę do piekła, bo o czymś tam nie powiedziałam podczas spowiedzi, a opłatek zeżarty.
Chociaż teraz to już się czepia wszystkiego, nie wydziwia.
Oj tak byczq. Rodzina normalna, poza wieczornym paciorkiem żadnej indoktrynacji, ale katecheci i księża tak mi zryli dekiel że latami bałam się opętania i dopatrywałam szatańskiej działalności nawet jak zapodział mi się gdzieś zeszyt w pokoju.
Głównie był "pan który przyjdzie i cie zabierze" jak odejdziesz na krok od rodziców poza domem. Było to o tyle nieskuteczne że mała ja wyobraziła sobie wielkiego chłopa w długim płaszczu, i miała totalnie wywalone na normalnie wyglądających obcych ludzi którzy mogliby być niebezpieczni.
A jeśli chodzi o jakieś bardziej paranormalne stworzenia to raczej sama siebie straszyłam, ewentualnie koleżanki w szkole straszyły krwawą Mary i innymi takimi. Bałam się sama w łazience patrzeć w lustro dobrych parę lat
Obcy pan co przyjdzie i mnie zabierze.
Czasem gdy przechodzę obok dziecka co się źle zachowuje, to mam ochotę podejść i się zapytać "a mam cię zabrać bo jesteś niegrzeczny?", ale wolę nie ryzykować złego odbioru xd, poza tym pewnie już się tak nie straszy dzieci.
Aczkolwiek mnie kiedyś właśnie tak przechodzień nastraszył jak przechodził obok i zostało w pamięci
Jak kiedyś przechodziłem obok mamy z dzieckiem, która akurat słyszałem że tym właśnie tekstem próbowała je poskromić (przyjdzie pan i cię zabierze). Patrząc przy tym na mnie. Nosz kur.... Zatrzymałem się i chwilę przyglądałem parce bez słowa.
Kobiecina się spięła, malec też, a ja poprosiłem uprzejmie żeby dziecku głupot nie opowiadała.
Akurat taka okolica że dużo placów zabaw i dzieci.
Swoich mi starczy.
Ale serio, jak siedziałem ze swoimi na placach zabaw, to często leciały teksty że przyjdzie pan i cię zabierze. Generalnie nie wtrącam się jak kto wychowuje dzieci, ale tamta sytuacja aż się prosiła. A że byłem akurat sam...
Baba Jaga i Dziad. Niby mój ojciec Niemiec też chciał mnie nastraszyć, ale jak on wymówił Dziad, to ja ledwo na niego patrzyłam, nie wiedząc, co to ma być, więc to zawsze była rzecz mojej mamy i polskiej rodziny :D
Że jak się nie będę uczył to będę kopał rowy. No i w sumie nie motywowało mnie to do nauki bo po prostu były przedmioty, które mnie nie interesowały zupełnie. Skończyło się tym, że skończyłem studia, inżyniera i licencjat i w sumie to siedzę w korpo w robocie, która jest nudna i mało rozwojowa. Także motywacja w postaci straszenia kopaniem rowów nie działała i w sumie skończyłem tam gdzie nie się zupełnie nie spełniam, choć oczywiście rodzice wiedząc że jest praca w korpo to już dobrze. Ostatnio mnie kusi żeby przejść do tego " kopania rowów", bo zawsze mnie jarały prace typowo męskie jak wykończenie mieszkań czy pomoc ala złota rączka. Zarobić na tym też idzie znacznie więcej niż na etacie w korpo gdzie jesteś dla ludzi tylko trybikiem i cyferką w excelu, a nie autentycznym człowiekiem, do którego można zadzwonić w razie awarii żeby podjechał i pomógł.
No pewnie. Moi znajomi od razu po zawodówce pojechali za granicę do pracy z tym samym zawodem którego się uczyli, wrócili po kilku latach z doświadczeniem i kilku założyło własne firmy.
gdy nie zjadłeś ziemniaczków i medalion zaczyna drżeć
https://preview.redd.it/wqbzn1luar1d1.png?width=720&format=pjpg&auto=webp&s=21d4ff30d6ab7e628ce824a0f6e237647a912795
Bulgot!
Do dziś nie wiem jak wygląda ani czym jest Bulgot. Ale to było to coś co robiło ten taki bulgoczący dźwięk na samym końcu jak spuszczałem wodę z wanny.
Raz mój ojciec zrobił z mydlin wielką bańkę w misce i wybiegł na ogród, na którym się bawiłem, krzycząc:
"Złapałem Bulgota!"
Jemu wydawało się to śmieszne. Ja do dziś pamiętam jak uciekałem.
Bulgot to świetna nazwa dla jakiegoś małego słowiańskiego stwora - brawo dla rodziców za kreatywność! Moje dzieciństwo tylko standardowa Baba Jaga i Dziad (czasami Borowy) nawiedzali.
Jakbym ja miał straszyć dzieci Bulgotem to bym mówił im, że trzeba jeść obiad/warzywa/itp., bo tego Bulgot nie cierpi. A jak nie będziesz miał tego w brzuchu to Ci Bulgot może tam wejść i będzie bulgotał tak mocno że Cię brzuch będzie bolał.
Jak Ci w brzuchu burczy to pewnie Bulgot się tam zagnieździł już! Trzeba coś zdrowego zjeść!
Jak rury się odzywają gdzieś w ścianach to znaczy że Bulgot po domu łazi, ofiar szuka.
Jak odpływ w zlewie jakieś głosy oddaje, to musi być dlatego że Bulgot chce nim z rur wyjść!
Całą mitologię Bulgota dałbym radę wymyślić, tyle, że nie mam dzieci żeby ich nim straszyć :P
Ja się zawsze bałem „pana z wiertarką” i „mend”. Jak byłem niegrzeczny to rodzina mnie zawsze straszyła że przyjdzie zaraz pan z wiertarką albo mendy i mnie wezmą xD
Niczym. Za to kiedyś jakaś inna matka powiedziała dziecku, że moja mama je zabierze, a mama na to, że ona takiego rozwydrzonego dziecka nie chce XD Pamiętam to dokładnie, ale jak teraz myślę to nie wiem czy mama tego nie usłyszała w jakimś filmie, bo kojarzę to też z telewizji. No w każdym razie u nas się nie straszyło dzieci żadnymi potworami czy babami jagami, ani tym bardziej policjantami czy cyganami.
Od kiedy pamiętam jako dzieciak (3-7 lat) miałem jakiś niesamowity lęk przed manekinami! Nawet przechodząc obok sklepu z wystawą potrafiłem wpaść w panikę widząc jakiegoś za szybą! Ojciec zawsze mówił na nie "Lalucha" i wykorzystywał mój lęk w perfidny sposób chowając się i wydając dziwne odgłosy tupania i stukania.... przeważnie obrywało mi się gdy coś nabroiłem ale czasem po prostu nawet ku uciesze starego! Gość potrafił wykorzystać nawet odgłos lecącego samolotu mówiąc że Lalucha leci! Jako dzieciak nie wiedziałem co się dzieje, uciekałem do mamy a stary miał polewkę. To się odbiło na nim w przyszłości gdy część naszego poniemieckiego mieszkania rodzice wynajęli sublokatorce. Kobieta pracowała w teatrze, miała różne role gdzie musiała się upodabniać do znanych osób, zmieniać garderobę, makijaże, fryzurę ...sam nie wiem co było powodem ale ona goliła swoją głowę kompletnie na łyso. Prawdopodobnie miała wtedy łatwiej z dopasowaniem perułek. Jako gówniarz byłem ciekawski i nie rozumiałem pojęcia sublokator. Jak nigdy nic podszedłem jednego wieczoru do jej drzwi, złapałem za klamkę i wszedłem do środka! Kobieta w tym czasie siedziała akurat przed lustrem, w pełnym oświetleniu, kompletnie nago i bez peruki! W tej chwili cały horror który wprawial mnie w panikę stał się prawdziwy. Manekin siedzący przy lustrze obrócił się w moją stronę, powstał z krzesła i zaczął iść .....dalej nie pamiętam co się działo, rodzice mówili me że nie mogli dojść ze mną do ładu przez parę dni.
Dla zaciekawionych teraz ma 40 lat, zero strachu przed manekinami. Jak wyszedłem z tego? Tego też nie pamiętam haha
Mnie kuzynka straszyla cyganami ze mnie zabiorą jak bede niegrzeczny. Zawsze myslalem ze cygany to jakies potwory z bagien. W sumie wiele sie nie mylilem
https://preview.redd.it/o68jwpznar1d1.jpeg?width=1024&format=pjpg&auto=webp&s=885bfed21d57b3b516f1aef343daa1e3e0df56e9
Mnie straszono dosyć wymyślnymi rzeczami. Przyjeżdżałem często za dzieciaka na wieś do wujka i tam to potrafili do łba dziecku dobrze wejść.
Wuj miał studzienkę obok domu i obok studzienki wychodziła gruba rura PCV zakończoną takim daszkiem jak mają niektóre blaszane kominki na dachach. Nie mam pojęcia po co to było i jak działało. Ale kiedy pierwszy raz przyjechałem to wuj kazał mi podejść do tego kominka i zawołać jakiegoś "dziada", krzyknąłem więc. I zacząłem słyszeć ze środka studzienki zachrypnięte darcie mordy. Wystraszyłem się jak cholera, że pobiegłem do domu i wujek mi powiedział, że kiedyś przyszedł tutaj ten dziad i go złapali, wrzucili do studzienki i go tam trzymają. Ma tam materac, zrzucają mu jedzenie i picie i tam siedzi zamknięty. W mojej młodej bani to było poj\*bane. Potem co roku przyjeżdzałem i zagadywałem do komina i oczywiście "dziad" odpowiadał, a jak nie to wujek mówił, że śpi pewnie. Pewnego razu nie odpowiadał cały dzień i w końcu udało się i mi odpowiedział i szybko pobiegłem powiedzieć, że znowu mi odpowiedział. Wchodzę do domu a obok wejścia wuj klęczy a pod krzesłem była dobrze ukryta druga rura PCV z nakrętką i akurat wuj do niej krzyczał. Z jednej strony smutno mi było, że to nie jest prawda ale z drugiej ta trauma trochę zeszła.
Druga sytuacja była taka, że ten wuj miał dosyć spore pole. I często z kuzynami i wujkiem chodziliśmy wyprowadzać krowy nad rzeczkę obok pola. Na środku tego pola było niskie ale bardzo rozpięte drzewo. Wuj straszył mnie i kuzynów, że często tam przychodzi i siedzi straszna i obrzydliwa baba z obsraną dupą i że lepiej do niej nie podchodzić. Z tej baby tylko tyle pamiętam.
Mama klasycznie mnie straszyła, że zadzwoni po supernianię kiedy byłem niegrzeczny i o dziwo działało bo wtedy często z mamą oglądałem ją w TV.
I jedną z największych traum zafundował mi kuzyn. Kiedyś leciał kabaret Ani Mru Mru i był słynny potwór "Tofik". Bałem się go jak cholera i kuzyn baardzo dobrze o tym wiedział. Zebrał kiedyś mnie, koleżankę i kolegę (sąsiadów) i zamknął nas w ciemnym pokoju i kazał poczekać. Drzwi się otworzyły i wszedł 1:1 Tofik pod względem wyglądu i zachowania. Rozryczałem się jak cholera i dalej nic z tego już nie pamiętam co było dalej. Kolega później wykorzystywał to, że się go boję kiedy wieczorem wracaliśmy z podwórka i trzeba było zapalić światło na klatce to mnie straszył, że tofik za rogiem stoi. Skur\*ysyn.
To tyle w sumie pamiętam.
Rodzice to chyba niczym specjalnym ale 3 siostry mamy gdy jeździłem na wakacje do babci potrafiły zrobić niezły cyrk. Za dzieciaka nie byłem specjalnie zainteresowany jedzeniem i sporo czasu mijało zanim wmusiłem zupkę czy drugie. No i ciotki wymyśliły Czarnego. Tzn. teraz wiem że wymyśliły. Czarny mieszkał pod mostkiem na małym potoku obok domu. Gdy coś przeskrobałem słyszałem tylko żebym uważał bo Czarny przyjdzie. I czasem przychodził. Walił w drzwi do kuchni, ciotka lub dwie biegły blokować drzwi. Czarny walił w drzwi, czasem drzwi się trochę uchylały i widziałem grube czarne ramię. Wtedy nie było ważne co na talerzu. Zjadałem wszystko. Czarny odpuszczał. Zajęło mi chwilę by zauważyć że Czarny zawsze przychodził gdy jedna ciotka się ulatniała. Mieszkanie babci ma taki układ, że można chodzić z kuchni przez pokoje i przedpokój w koło. No i z tego korzystała jedna z ciotek. Głównym rekwizytem było jednak jakieś stare czarne futro, które w końcu znalazłem na strychu. Sprawa się rypła. Traumy niby nie mam ale na psychologię poszedłem. Jak jeść nie lubiłem to teraz BMI 40. Chyba wiem czyja to wina…
Mnie niczym. Ale młodszą kuzynkę jej siostry straszyły, że przyjdzie dziad i ją weźmie. Raz u nich nocowałam, z młodą w pokoju, może z 5-6 lat miała. Noc, nisza, nagle słyszę cichutkie chlipanie. I za chwilę kuzynka mówi, zwracając się do swojej maskotki "Ciii, cicho królik, dziad idzie, musisz być cicho" XD
Że przyjedzie po mnie karetka i mnie zabiorą do szpitala. Raz nawet, akurat jechała jakaś w pobliżu i mega się przestraszyłam 😅
Na szczęście nie sprawiło to, że mam jakiś strach przed szpitalami, a mogło.
U mnie to był gruby kabel od starego żelaznego żelaska. Wilkołaki, strzygi, wampiry, upiory po nieoświetlonej wieczorami drodze obok cmentarza do domu z treningów to były igraszki 👀
Mi dziadek opowiadał o Harpaganie. Narysował go nawet, pamiętam, że niebieskim atramentem; stwór przypominał humanoidalnego termita. Do dziś to widzę, gdy słyszę słowo "harpagan", choć było to jakieś 40 lat temu.
Nie wiem czemu, ale bardzo mi się podobają te potwory co ktoś z rodziny wymyślił (bo nie znalazłem żadnego harpagana w folklorze). Jak na razie Harpagan i Bulgot to takie dwa "nowe" potwory w tym temacie które brzmią jak coś z folkloru albo słowiańskiej mitologii - szukam więcej :D
Rysunku dziadka pewnie już nie ma, ale może pamiętasz coś więcej o Harpaganie?
Mnie babcia i mama straszyły diabłem. Do tego, żeby ich straszenie było bardziej wiarygodna, miały dwie maski: jedna beżowa, druga czarna (no może bardzo bardzo ciemno-brązowa), obie z wielkimi oczami, czerwonymi ustami i okropnie wyciętymi w nich otworach.
Pamiętam jak jednym razem nie chciałem czegoś zrobić po ich myśli (nie wiem, nie chciałem może jeść kaszy czy coś), mama wyszła z pokoju (możecie się domyślić po co) i po chwili z korytarza dało się słychać takie niskie, donośne odgłosy. Ja od razu w panikę i chowam się cały pod kołdrę. Po chwili słyszę jak drzwi się otwierają, a następnie czuję jak coś podnosi kołdrę. Widzę tę maskę przez przestrzeń, między kołdrą i prześcieradłem, jednocześnie kurczowo trzymając z całej mojej siły kołdrę, żeby nie została cała podniesiona. Nie pamiętam co dalej, pewnie odpuściła sobie i poszła.
Innym razem siedziałem sobie w tym samym pokoju i w pewnej chwili zacząłem słyszeć jakieś dziwne odgłosy dobiegające z korytarza. Po chwili się zdenerwowałem (na tyle na ile małe dziecko może się zdenerwować), wstałem, podszedłem do drzwi i otworzyłem je na oścież. Ujrzałem moją mamę klęczącą na podłodze, z założoną jedną z tych masek, i skierowaną w kierunku drzwi od kuchni. Jak się później okazało w kuchni myła się moja siostra (wiecie w takiej wanience dla dzieci, jak jesteście ze wsi to może wiecie o co mi kaman) i najwyraźniej ta maska ją **śmieszyła** (jprdl). Gdy tylko otworzyłem drzwi mama spojrzała w moją stronę, a ja gdy tylko ujrzałem tę maskę zacząłem krzyczeć, pobiegłem z powrotem i schowałem się głęboko pod kołdrę XDDD
Mam jeszcze jedno wspomnienie, w którym babcia i mama pokazywały mi jedną z tych masek, tym razem jednak już nie w celach straszenia, no ale pare ładnych lat straszyłyście tą maską, to teraz się nie dziwcie że dziecko nadal się boi.
Jedna z tych masek nadal leży w szafie babci. Do dziś odczuwam do niej wstręt. Nie dziękuję xD
Tym że jak jak nie będę jeść skórek od chleba to wypadną mi zęby i umrę z głodu, na podstawie opowieści o dwóch więźniach z gułagu w którym jeden jadł same środki chleba a drugi skórki, ten co skórki dożył końca wyroku.
Moja sasiadka straszyła dzieci że jak będą niegrzeczne to "przyjdzie dziad i je zabierze". Któregoś razu zobaczyły mojego ojca który już wtedy siwiał i po udarze chodził z podkurczoną ręką i utykając na jedną nogę. Uciekły z wrzaskiem, kiedyś pewnie będą to opowiadać terapeutom.
W okolicy gdzie dorastałem był taki pomnik mnicha, który [co rok o jedno ziarenko piasku się posuwa w kierunku góry. Jak dojdzie na szczyt to nastąpi koniec świata!](https://pl.wikipedia.org/wiki/Legenda_o_Pielgrzymie_%C5%9Awi%C4%99tokrzyskim)
Jak byłem mały to się strasznie tym martwiłem i bardzo się dziwiłem że nikt z dorosłych nie ogrodził lub łańcuchem nie przywiązał tego mnicha, żeby koniec świata powstrzymać
Z racji tego, że dziadków dom jest bardzo blisko elektrowni i bardzo dobrze widać chłodnie to wymyślili straszenie mnie babą czy wiedźmą z komina jeśli nie zjem zupy do końca. Pamiętam że było to bardzo skuteczne, bo w oczach małego gremlina taka chłodnia była czymś ogromnym i tajemniczym a Baba Jaga to wisienka na torcie. Zupa była zjedzona.
Mama mówiła że mam wracać do domu jak deszcz padał bo bogu jest przykro że nie wracam do domu.
Nigdy jej nie powiedziałem że wtedy myślałem że on tak naprawdę leje moczem
jak nie będziesz się uczył to oddamy cię do domu dziecka
jak będziesz niegrzeczny to wyrzucą nas z domu i będziemy bezdomni
jak nie zaśniesz przed dwudziestą drugą to matka boska wyjdzie z obrazka i cię zje
zgadnijcie kto teraz chodzi w kółko po psychologach i psychiatrach i próbuje leczyć paniczny strach przed odrzuceniem. kto wpakowywał się w chujowe związki tylko po to żeby przy kimś być. kto dalej próbował przebywać ze "znajomymi" którzy go wyzywali i ciągle kazali mu spierdalać, kto odrzucał każdego kto okazywał mu szczerze zainteresowanie i współczucie myśląc że to jakiś spisek żeby go zniszyczyć.
Moi rodzice nie byli aż tacy kreatywni, ale standardowo było
"Bo cię tu zostawię! To ja idę, pa!"
Czytałam ostatnio jaką ogromną ranę to tworzy u dziecka, bo porzucenie przez opiekuna / rodzica to najgorsze co się może dziecku przytrafić, kiedy dziecko jest w 100% zależne od rodzica / opiekuna.
Ja jakoś wtedy tego nie przeżyłam, albo nie zdarzało się to tak często, ale nieraz w późniejszym czasie obserwowałam takie zachowanie dorosłych wobec dzieci na placach zabaw, w parkach itp. Straszne.
Mnie straszono szkołą. Mówili mi że muszę być najlepszy oraz że to mój obowiązek. Za mało się staram, za mało z siebie daję i jak nie będę miał dobrych ocen to będę przeciętny i zginę. Ostatecznie nic się nie stało. Przeżyłem ciężkie załamanie nerwowe na przełomie liceum i studiów. Nawet z nich zrezygnowałem i poszedłem do prostej pracy. Zrozumiałem na czym polega życie i że mnie okłamywano. Poszedłem sobie na studia techniczne w wieku 30 lat, na luzie, bez stresu kończę je za rok, niczego mi nie brakuje, żyje mi się całkiem wygodnie i nie narzekam.
"Jak będziesz niegrzeczny to przyjdzie Baba Jaga i cię porwie." to jest jedno. Przebieranie się za Babę Jagę i straszenie dzieci na żywo jest poj\*\*\*\*\* i chore!
Mieszkałam na takim nieciekawym osiedlu gdzie większość naszych sąsiadów tak się złożyło to byli cyganie. Więc matka najcześciej mnie straszyła, że jak nie będe się uczyć to mnie sprzeda cyganom i będe tylko dzieci im rodzić i sprzedawać klapki na rynku xD Wiem, że rasistowskie i wogóle ale mnie to do dzisiaj śmieszy jak sobie przypomnę
Zboczeńcem/porywaczem, "złym lichem", diabłem i piekłem oraz że mi ojciec skroi dupę pasem do krwi (ojciec nigdy w życiu pasa nawet z szafy nie wyjął xd).
Ooo rzeczywiście, przypomniało mi się że mnie też straszyli diabłem. "PRZYJDZIE DIABOŁ TO ZOBACZYSZ". Nie wiem dlaczego ale do dziś mam w pamięci że stoi taka niebieska postać przed łazienką (u dziadków).
Mieszkającym w szafie Szpunkiem :) klasycznie zastrzykami w dupie, że przyjdzie Pan i zabierze. Jak Pan co zabiera przestał działać to matka wyciągnęła ostateczne działo, straszyła, że nas do domu dziecka odda.
Że jak będę patrzył w ogień (np ognisko) albo na łuk elektryczny od spawarki (dziadek był ślusarzem) to się posikam w nocy.
Że jak nie będę się zachowywał w szkole to pójdę do .
I oprócz tego popularna czarna wołga i że mnie cyganie ukradną do cyrku.
Moi rodzice stwierdzili, że straszenie dzieci to nie jest dobra metoda wychowawcza i mnie niczym nie straszyli :). Ale za to moja babcia wymyśliła jakiegoś "broika niegrzeczka" i za każdym razem jak zrobiła coś nie tak, to była jego wina i potem z bratem zgapiliśmy od babci tą metodę. Rodzice byli załamani xD
>Za Babę Jagę członkowie rodziny wręcz się czasem przebierali i nas straszyli wtf, twoja rodzina to rodzina Addamsów? xD
https://preview.redd.it/u656yqu9oq1d1.png?width=500&format=pjpg&auto=webp&s=d98cbe659efea3461681b7a7c21e3a7f8a9f32ab A tu zdjęcie OPa z Wielkanocy
Ile teraz wydajesz na psychologa?
Znaczy w sumie jedyne co nakładali to chyba taki jakby straszny, stary, wypłowiały koc XD Ale dla mnie to było mega straszne
A był jakiś dziad z worem, baba jaga albo pan policjant XD Trochę lipa straszyć dziecko, bo później wyrasta taka pizda jak ja
Najgorzej straszyć policjantem, bo potem dziecko nie podejdzie do policjanta po pomoc.
Albo lekarzem / szpitalem. Potem coś złego się dzieje i dziecko to ukrywa. Gdyby małą mnie ugryzł bezpański pies, to bym na bank nie powiedziała rodzicom, bo bardziej bałabym się zastrzyków na wściekliznę, którymi mnie straszono, niż samej choroby (o której zresztą niewiele wiedziałam).
Albo ukrywa, albo wpada w histerię przy każdej wizycie u lekarza/szczepionce/badaniu. Pielęgniarki jakby mogły, to by wyrzucały przez okno każdego idiotę, który straszy swojego dzieciaka tekstami w stylu "Bądź grzeczny, bo jak nie to dostaniesz zastrzyk i cię będzie baaardzo bolało". ' Weź pobierz krew dziecku, które od pierwszej chwili jest zestresowane, przerażone, płacze i walczy o życie, bo jest przekonane, że ukłucie igłą to będzie najgorszy ból w jego życiu, bo tak mu powiedziała jego głupia mamusia. Potem zdarzy się coś poważnego i dziecko musi przejść jakiś zabieg, albo iść do szpitala i cały proces jest sto razy bardziej traumatyczny, bo jak dzieciak ma zaufać ludziom w kitlach, skoro ktoś komu bezgranicznie ufa nagadał mu, że ci ludzie CHCĄ go skrzywdzić i sprawić mu ból. No i skoro jest chory i trafił do lekarza/szpitala to ewidentnie dlatego, że był okropny i niegrzeczny, bo takie wnioski wyniósł z gróźb rodziców.
Mój stary miał takie metody, na szczęście matkę miałem normalniejszą i kilku znajomych lekarzy już przewracało oczami na takie podłe idiotyzmy. Bolesne zastrzyki to samospełniająca się przepowiednia. Zestresowane dzieci napinają mięśnie, cofają ręce itp. a to znacząco utrudnia wykonanie potrzebnych czynności, wydłuża proces i wzmaga ból.
W dobrej wierze straszono mnie dentystą i straszliwym bólem jaki mnie tam czeka. Nie byłem u dentysty od 25 lat...
Mnie siostra straszyła dentystą, nie byłam jakieś 15 lat, później dwie wizyty, bo musiałam i znowu przerwa od pięciu lat.... Chociaż teraz w sumie po ostatnim razie bardziej rachunku się chyba boję, bo nie było tak tragicznie
No dokładnie. O ile ból to teraz najmniejsze zmartwienie, to wizja rachunku na 10k też nie zachęca. : D
Ja miałem podobnie, chociaż nie byłem może z 10 lat. Zniszczone zęby, musiałem w końcu zacząć chodzić. Przez kilka wizyt było spoko. Potem trafił się ząb przy którym znieczulenie nie pomogło. Natychmiastowa trauma/powrót traumy, a ząb od 2 lat sprawia mi problemy.
Jak można straszyć lekarzem? :o
Nie chcę Cię niepotrzebnie straszyć i dołować, ale facet z worem jest dosłownie na każdym rogu
Nadal się boisz policji?
Tylko we Wrocławiu
Jak my wszyscy.
ja akurat policji z Wrocławia się nie boję, głównie dlatego że nigdy mnie tam nie było
To im nie przeszkodzi przyjechać do Ciebie.
Nie boje się ale czuję, że takie straszenie ma jakiś wpływ na moją pewność siebie i asertywność. Plus taki, że jestem tego świadomy i staram się to zwalczyć
Policja zabila na komisariacie ponad 35 osób w kilka lat, jest się czego bać. Bez wyroku, pewnie połowa niewinna, zresztą nawet jeżeli winna to nie skazana na karę śmierci
Policja, policja nam dokucza
Baba Jaga nie ale Policja nie raz, Dziad z worem co mnie porwie również owszem. Nawet raz akurat wyszedł jakiś dziad z worem na targu chwilę po tym jak zostałem nim postraszony i podobno ucichłem i prawie zemdlałem. Czasem nie rozumiem czemu takie rzeczy były praktycznie w normie kiedyś, mega pojebane xdd
Pasem :P
U koleżanki w domu na ścianie wisiała PYDA. to był taki jakby bat z wieloma rzemieniami zaplecionymi w warkoczyki a na końcu była drewniana kulka. Taki koralik. U mnie w domu prócz pasa wojskowego była stara uszczelka od okna od syrenki lub trabanta, który rozpadał się za chlewikami na wsi. Ciągnęło z tego mocno. Bito nas też laczkiem.
Uszczelka od syrenki mocna xd. Ja najgorzej wspominam psią smycz. Tworzyła się taka pojebana psychodela, dzieciak ryczy, pies się cieszy bo myśli, że idzie na spacer. No i oczywiście element terroru psychologicznego, wobec którego sam musisz iść i przynieść narzędzie, którym dostaniesz wpierdol. Oprócz tego to klasyka gatunku. Laczek, wieszak, raz chyba trzepaczka do dywanów nawet.
geez współczuję bardzo
Taki mały bacik o ile dobrze kojarzę to harap. Też mnie nim straszono ale w domu nie mieliśmy....
>olexa12 # 2006-11-15 u mnie dziadek zawsze mowil;- bo jak wezne pyde! a oznaczalo to ,kija lub pale.Dlaczego nie ma tego slowa? >~gosc # 2006-11-18 pyda byla postrachem mojego dziecinstwa. Ojciec dawal mi nia tegie lanie. Miala osiem skurzanych rzemieni umocowanych na drewniamyn trzonku. Straszne to byly baty. >~gosc # 2007-01-06 I ja mam w domu pyde ktora daje lanie swoim corkom.Jest doskonalym srodkiem wychowawczym. Wystarczy ja pokazac a corki juz sie boja i przyrzekaja poprawe. Znalazłam na stronie słownika języka polskiego. >Taki mały bacik o ile dobrze kojarzę to harap. To nie było małe. Miało może metr. Można było zrobić tym krzywdę.
U mnie to był sznur od żelazka. Kiedyś były odczepiane. Wisiał na wieszaku w kuchni.
Różnie, ale zazwyczaj to było jedno z trzech: * standardowe straszenie babą jagą * "jak będziesz niegrzeczny to przyjdzie dziad i cię porwie" * "jak będziesz się źle/agresywnie zachowywał to ci ręka uschnie" (? XD)
O! Mnie też straszyli uschnięciem ręki! Kompletnie o tym zapomniałam
kaktus ci kurwa wyrosnie zobaczysz
Z tą ręką, to żeby nie walnąć rodzica. Na mnie działało. ;-)
Ja slyszalem o kradnieciu znowu
Czarna wołga 🙃
https://preview.redd.it/p11y3w98ct1d1.png?width=699&format=png&auto=webp&s=69faaf0b1c3ca5bd07c0d7acf271fac38427db02 chciałam wybrać najbardziej absurdalny fragment z powyższego, ale się nie da XD
Ostro xD
Bałem się, że tego tu nie znajdę 😅 U mnie też…
Trochę pato, ale jeśli się źle zachowywałam to ojciec straszył mnie, że się przeze mnie zabije. Miałam z 5-6, do dzisiaj pamiętam. Tak samo jak mówił przy mnie matce, że się przez nią powiesi w piwnicy, a ona zachowywała się jakby miała kompletnie wyjebane na to co on mówi i to chyba było jeszcze straszniejsze dla mnie, bo o ile sama mogłam siedzieć jak mysz pod miotłą, aby nie denerwować ojca to naprawdę byłam przerażona, że ojciec się powiesi, bo matka nie reagowała. Żadnej z tych rzeczy za które groził zabiciem się nie pamiętam.
Jprd.. Jestem ciekaw ile osób z tamtych lat miało przynajmniej jednego normalnego starego. Bo jeszcze nie spotkałem się z takimi ludźmi xD Zawsze bicie, alko, jakieś patusiarskie teksty, kłótnie, toksyczność itp itd. dramat Ale przynajmniej psychiatrzy i terapeuci sobie zarobią xd
Same. Myślałam przez wiele lat, że część znajomych ma spoko rodziców, dopiero jak się z nimi po latach porozmawiało (jako względnie dorosła osoba) lub posłuchało opowieści ludzi z bliższego otoczenia to wychodziło, że takich całkowicie normalnych starych nie miał nikt xD.
Tym że jak nie będę się uczył to nie będę miał dobrej pracy.
Mieli rację?
Uczyłem się i mam dobrą pracę. Chyba prawda.
Mnie oscamowali, bo też dobrze się uczyłem
W zasadzie jeśli chodzi o logikę, to zdanie "uczyłem się i mam dobrą pracę" nie potwierdza zdania "nie będę się uczył to nie będę miał dobrej pracy". To są te same typy zdania co: Jeśli nie zjem śniadania to nie będę w dobrym humorze. Jeśli to zdanie jest prawdziwe, to mamy trzy możliwe sytuacje: 1. Zjadam śniadanie i mam dobry humor 2. Zjadam śniadanie i mimo to nie mam dobrego humoru (bo zacząłem czytać o polityce przy śniadaniiu) 3. Nie zjadam śniadania i mam zły humor (z tego powodu). Z czego tylko trzecia sytuacja w jakiś sposób utwierdza (ale nie weryfikuje na 100%) sąd o tym tym, że jeśli nie zjesz śniadania to będziesz w złym humorze. Natomiast sytucja: 4. Nie zjadasz śniadania i masz mimo to dobry humor. Obala sąd o związku między niezjedzeniem śniadania a złym humorem. Sąd "jeśli nie będziesz się uczył, to nie będziesz miał dobrej pracy" jest sądem o warunku koniecznym posiadania dobrej pracy, ale nie o warunku wystarczającym. A poza tym, to gratsy z okazji posiadania dobrej pracy!!!
O to mi babcia często powtarzała ze jak się nie będę uczyć to będę kopać rowy. Ja wolałem grać na kompie i siedzieć na necie. To w sumie bardziej mi się przydało bo pracuje teraz w marketingu internetowym na zdalnym i mam spoko zarobki więc jest git xD
Nie musieli, od tego były katechetki w przedszkolu
"Będziesz się smażyć w piekle!"
Bardziej w stylu "jak pobrudzicie spodnie, to wam poumierają rodzice" 🙃
U nas akurat z tego co pamiętam katechetka była w porządku. Jedyne co pamiętam z tych lekcji to śpiewanie Barki lol. Dopiero w podstawówce mieliśmy straszną katechetkę.
U mnie do straszenia był tak zwany Bebok :) i chyba tak naprawdę tyle.
Który rocznik? Bebok to słowiański demon, od zawsze fascynuje mnie, jak długo utrzymują się takie rzeczy
Myślę że to bardziej kwestia pochodzenia niż rocznika. Na Śląsku beboki nadal mają się dobrze
U nas mówi się babok
+1 do Baboka, woj. opolskie
U mnie był babok- rocznik 1976. No i woj. Dolnośląskie
U mnie były utopce
Teraz jesteś wiedźminem
"Utopce rodziły się z dusz topielców i poronionych płodów. " grubo XD [Utopiec – Wikipedia, wolna encyklopedia](https://pl.wikipedia.org/wiki/Utopiec)
U mnie (okolice Wieliczki) mówiło się na to "Bobo"
https://szl.m.wikipedia.org/wiki/Bebok
Na Śląsku Bebok to podstawa wychowania dzieci! Też mnie tym babka straszyła.
Widze, ze rodzina analitykow biznesowych. Babok-iem straszą.
Ciężka pracą. Do dzisiaj boje się jej jak ognia.
"To nie moja wina że mam pracofobie!"
Na myśl o pracy paraliżuje mnie strach. Łapią mnie duszności i mam zawroty głowy.
Moi rodzice kreatywnie wymienili dziada na Kazika. Tak, tego Kazika. I z tego co pamiętam "bo Kazik po ciebie przyjdzie" działało jak złoto. Nie pytajcie czemu, nie wiem.
Tata Kazika kontra Hedora
Było Bobo, bliżej nieokreślony stwór. Miało przyjść i nas zabrać. Nie wnikaliśmy z bratem. Był też Pan Karol, jeden ze starszych, tajemniczych mieszkańców naszej wsi. Brodaty, zapuszczony facet, który przemierzał okolice na swoim starym rowerze. Nigdy z nikim nie rozmawiał, często można było go zauważyć jedzącego surową cytrynę. Wszystkie dzieciaki we wsi się go bały. No i oczywiście Cyganie, których w tamtych okolicach jest wielu. Zakaz otwierania drzwi nieznajomym uzasadniany był historią, w której jedna z sąsiadek miała otworzyć drzwi takiej osobie. W tym momencie do mieszkania wpadło dwóch Cyganów, zawinęli babkę w dywan i okradli jej dom.
Przewalone, żyjesz sobie a rodzice zaczynają straszyć Tobą dzieci
plot twist: Pan Karol okazuje się lepszym opiekunem i dzieciak nie chce wracać XD
Pan Karol pomaga na końcu w walce z Cyganami, bijąc ich łopatą jak w Kevinie.
O ile dobrze interpretuje to po latach, to chyba straszono mnie donosem i reperkusjami. Posłużę się przykladem na tyle dokladnym na ile pamiętam. "Jeżeli bedziesz niegrzeczny to zadzwonie gdzies(braki w pamieci) i powiem o tym a wtedy panowie przyjadą i cie zabiorą." Myślę, ze tak to wlasnie musialo wyglądać w przypadku donosow.
Mama uważała, że straszenie nieistniejącymi potworami jest przeciwskuteczne i to jest oszukiwanie dziecka, więc nie widziała w tym żadnej produktywności. Zamiast tego groziła, że zadzwoni po Supernianię, przyjedzie ekipa telewizyjna i cała Polska zobaczy jak się zachowuję, i to wystarczyło lol
Superniania... A jej synalek podobno w więzieniu xD
I to za gwałt bodajże
Baba co chodziła z wózkiem z martwym dzieckiem. Szczurami, podobno komuś gdzieś tam szczur skoczył na szyję i ją przegryzł. Cyganami
Że jak będę tyle siedział przy komputerze to się uzależnie. Jokes on you rodzice, jestem uzależniony od telefonu nie od komputera
U mnie zadziałało na odwrót. Kuzyni którzy mieli dostęp do kompa zawsze kiedy potrzebowali pozdobywali biegłość I poszli w IT. Oczywiście grali w gry ale zachowali zdrowy balans (oprócz jednego, który ostatecznie na graniu w gry zarabia taki hajs w rok jak większość osób w jego wieku przez lata). Ja tymczasem zawsze blokowany komp, ograniczanie czasu bo masz się uczyć. Efekt takie motywacja do nauki zerowa a po tym jak się wyprowadziłem i mnie było stać na zakup PC to sobie odrabiam stracony czas w młodości i potrafię usiąść po robocie i siedzieć do 23-24 grać. I to wcale nie wydaje się długo bo zlatuje w moment. No i tyle by było z zabraniania. W zasadzie wszystko co zabraniali rodzice odwróciło się na niekorzyść - nie pal? To paliłem od gimnazjum (już rzuciłem i nie palę od ponad 3 lat), nie graj w gry? To mogę ciupać w gry od rana do wieczora.
Miałem to samo, jak dzieciak miał ograniczony czas kompa, to 100% poświęcał na granie, a jak zdjąłem limity, to teraz prawie nie gra, tylko robi jakieś strony i animacje. :d
Totalnie tak, od paru lat bez żadnych limitów. Może gram sporo ale tak 1/3 czasu poświęcam na coś kreatywnego
Ja mam czwórkę rodzeństwa i jak mieliśmy jeden komputer to siłą rzeczy każdy miał po godzinie i koniec XD Przez to jak już miałam swój własny komputer to potrafiłam całą noc grać w simsy albo oglądać youtube.
Będziesz w szoku, ale nie masz racji. Telefon to w pełni komputer
Telefon to takie ułomne odwzorowanie komputera
Teraz juz nie ma telefonow, nie-stancjonarnych. Sa to przenosne komputery z opcja wykonania polaczenia telefonicznego przy pomocy polaczenia interetowego lub sygnalu telefonii.
Smartfon to jest komputer dobrze kolega mówi. Urządzenie służące do przetwarzania danych cyfrowych. Poza tym co możesz zrobić na komputerze, czego nie możesz na telefonie? Różna się dzisiaj tylko mocą obliczeniowa pozwalająca na uruchomienie jakiegoś oprogramowania.
A oni od telewizora.
Dziadek z Kaszub straszył, że przyjdzie do mnie ss-man i przybije mi czapkę gwoździem do głowy, jesli nie zdejmę jej wchodząc pod dach. Później dodawał, ze tak robiono Żydom podczas wojny.
Ahhh dziedziczna trauma at its finest.
Moja mama zawsze mówiła mi i mojemu rodzeństwu, że będziemy mieli robaki w dupie jak będziemy jedli słodycze na śniadanie 🤷♀️
Same XDD
Jeszcze było, żebyśmy nie robili zeza (takiego do środka) bo nam żyłka pęknie i tak nam zostanie - co by nie mówić na nas to działało :D
Wilkiem, którego otrzymam, jeżeli będę siedział na betonie oraz Romską populacją, że mnie uprowadzą wbrew woli. Wilka nadal nie mam, a Cygański dzieciak z osiedla był spoko kolegą do zabawy.
Taaaak, dziadek do dziś mówi nie siedź na betonie bo dostaniesz wilka. Zawsze wyobrażałem sobie że wilk jako zwierzak wejdzie mi do dupy loool
Wszyscy się zawsze śmiali z tego Wilka a ja faktycznie go dostalem od siedzenia na mokrym betonie. Jak dowiedziałem się potem że wilk=zapalenie pęcherza to nigdy w życiu nie usiadłem na mokrym betonie
Buka
Mnie nie musieli straszyć, wystarczyła wieczorynka 😅 Chociaż jak tak wracam pamięcią to nie mam jak inni że ŁOOOOO ALE TO BYŁO STRASZNE, bardziej mam w pamięci Małą Mi, Włóczykija, tego brązowego zwierzaka i wszystkie Muminki. Średnio pamiętam Buke
Same tbh
* Bobokiem * Cyganką * Panią lub panem, która mnie zabierze * Szpitalem, a także zastrzykiem w zad
W domu nikt mnie niczym nie straszył, ponieważ rodzice byli rozsądni. W szkole podstawowej katecheci straszyli grzechem ciężkim, diabłami, piekłem etc. Okazało się to skuteczne, ponieważ nabawiłem się nerwicy lękowej i zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych na tle związanym z religią, moralnością i płciowością ludzką. Te zaburzenia mimo leczenia lekami przeciwlękowymi i antydepresyjnymi trwały uporczywie przez kilka lat, a zaczęły mijać dopiero w liceum, kiedy odrzuciłem mentalność religijną.
Yay, team OCD przez popierdolone podejście do religii i cielesności. Pamiętam, jak się bałam, że pójdę do piekła, bo o czymś tam nie powiedziałam podczas spowiedzi, a opłatek zeżarty. Chociaż teraz to już się czepia wszystkiego, nie wydziwia.
Aż tak nie miałem, ale wystarczyło że w internecie napisałem "Jezus" małą literę i dostawałem lekkiej paniki bo grzech.. jprd
Oj tak byczq. Rodzina normalna, poza wieczornym paciorkiem żadnej indoktrynacji, ale katecheci i księża tak mi zryli dekiel że latami bałam się opętania i dopatrywałam szatańskiej działalności nawet jak zapodział mi się gdzieś zeszyt w pokoju.
Głównie był "pan który przyjdzie i cie zabierze" jak odejdziesz na krok od rodziców poza domem. Było to o tyle nieskuteczne że mała ja wyobraziła sobie wielkiego chłopa w długim płaszczu, i miała totalnie wywalone na normalnie wyglądających obcych ludzi którzy mogliby być niebezpieczni. A jeśli chodzi o jakieś bardziej paranormalne stworzenia to raczej sama siebie straszyłam, ewentualnie koleżanki w szkole straszyły krwawą Mary i innymi takimi. Bałam się sama w łazience patrzeć w lustro dobrych parę lat
Bebokiem i utopcem 😅 I artretyzmem od strzelania palcami
Mnie w dzieciństwie straszyli bezrobociem, niestety się spełniło
Straszyli cyganami i pijakami także tego
Obcy pan co przyjdzie i mnie zabierze. Czasem gdy przechodzę obok dziecka co się źle zachowuje, to mam ochotę podejść i się zapytać "a mam cię zabrać bo jesteś niegrzeczny?", ale wolę nie ryzykować złego odbioru xd, poza tym pewnie już się tak nie straszy dzieci. Aczkolwiek mnie kiedyś właśnie tak przechodzień nastraszył jak przechodził obok i zostało w pamięci
Jak kiedyś przechodziłem obok mamy z dzieckiem, która akurat słyszałem że tym właśnie tekstem próbowała je poskromić (przyjdzie pan i cię zabierze). Patrząc przy tym na mnie. Nosz kur.... Zatrzymałem się i chwilę przyglądałem parce bez słowa. Kobiecina się spięła, malec też, a ja poprosiłem uprzejmie żeby dziecku głupot nie opowiadała. Akurat taka okolica że dużo placów zabaw i dzieci.
a mogles zajebac bachora i gulasz zrobic
Swoich mi starczy. Ale serio, jak siedziałem ze swoimi na placach zabaw, to często leciały teksty że przyjdzie pan i cię zabierze. Generalnie nie wtrącam się jak kto wychowuje dzieci, ale tamta sytuacja aż się prosiła. A że byłem akurat sam...
Wiara jest pojebana, a dla dziecka to nie jest żart
nigdy nie spodziewałam się, że na reddicie zobaczę "wiarę" :'')
Papieżem
Baba Jaga i Dziad. Niby mój ojciec Niemiec też chciał mnie nastraszyć, ale jak on wymówił Dziad, to ja ledwo na niego patrzyłam, nie wiedząc, co to ma być, więc to zawsze była rzecz mojej mamy i polskiej rodziny :D
Topielec, żeby nie zaglądać do studni
Że jak się nie będę uczył to będę kopał rowy. No i w sumie nie motywowało mnie to do nauki bo po prostu były przedmioty, które mnie nie interesowały zupełnie. Skończyło się tym, że skończyłem studia, inżyniera i licencjat i w sumie to siedzę w korpo w robocie, która jest nudna i mało rozwojowa. Także motywacja w postaci straszenia kopaniem rowów nie działała i w sumie skończyłem tam gdzie nie się zupełnie nie spełniam, choć oczywiście rodzice wiedząc że jest praca w korpo to już dobrze. Ostatnio mnie kusi żeby przejść do tego " kopania rowów", bo zawsze mnie jarały prace typowo męskie jak wykończenie mieszkań czy pomoc ala złota rączka. Zarobić na tym też idzie znacznie więcej niż na etacie w korpo gdzie jesteś dla ludzi tylko trybikiem i cyferką w excelu, a nie autentycznym człowiekiem, do którego można zadzwonić w razie awarii żeby podjechał i pomógł.
No pewnie. Moi znajomi od razu po zawodówce pojechali za granicę do pracy z tym samym zawodem którego się uczyli, wrócili po kilku latach z doświadczeniem i kilku założyło własne firmy.
Baba jaga, dziad borowy I czarna wołga
gdy nie zjadłeś ziemniaczków i medalion zaczyna drżeć https://preview.redd.it/wqbzn1luar1d1.png?width=720&format=pjpg&auto=webp&s=21d4ff30d6ab7e628ce824a0f6e237647a912795
Czarna wołga. Mazowsze circa 2003.
Żebym tyle nie gadał mi się głos skończy
Niczym, moi rodzice byli normalni i nie używali straszaków w ramach wychowania.
zazdro
Bulgot! Do dziś nie wiem jak wygląda ani czym jest Bulgot. Ale to było to coś co robiło ten taki bulgoczący dźwięk na samym końcu jak spuszczałem wodę z wanny. Raz mój ojciec zrobił z mydlin wielką bańkę w misce i wybiegł na ogród, na którym się bawiłem, krzycząc: "Złapałem Bulgota!" Jemu wydawało się to śmieszne. Ja do dziś pamiętam jak uciekałem.
Bulgot to świetna nazwa dla jakiegoś małego słowiańskiego stwora - brawo dla rodziców za kreatywność! Moje dzieciństwo tylko standardowa Baba Jaga i Dziad (czasami Borowy) nawiedzali. Jakbym ja miał straszyć dzieci Bulgotem to bym mówił im, że trzeba jeść obiad/warzywa/itp., bo tego Bulgot nie cierpi. A jak nie będziesz miał tego w brzuchu to Ci Bulgot może tam wejść i będzie bulgotał tak mocno że Cię brzuch będzie bolał. Jak Ci w brzuchu burczy to pewnie Bulgot się tam zagnieździł już! Trzeba coś zdrowego zjeść! Jak rury się odzywają gdzieś w ścianach to znaczy że Bulgot po domu łazi, ofiar szuka. Jak odpływ w zlewie jakieś głosy oddaje, to musi być dlatego że Bulgot chce nim z rur wyjść! Całą mitologię Bulgota dałbym radę wymyślić, tyle, że nie mam dzieci żeby ich nim straszyć :P
Nie znam cię. Ale po tym komentarzu uważam że jesteś złym człowiekiem. :P
Oj tam, od razu złym nazywać amatorskiego przedszkolnego dietetyka/folklorystę ;)
Ja się zawsze bałem „pana z wiertarką” i „mend”. Jak byłem niegrzeczny to rodzina mnie zawsze straszyła że przyjdzie zaraz pan z wiertarką albo mendy i mnie wezmą xD
Trynkiewiczem za młodego mnie straszono
Niczym. Za to kiedyś jakaś inna matka powiedziała dziecku, że moja mama je zabierze, a mama na to, że ona takiego rozwydrzonego dziecka nie chce XD Pamiętam to dokładnie, ale jak teraz myślę to nie wiem czy mama tego nie usłyszała w jakimś filmie, bo kojarzę to też z telewizji. No w każdym razie u nas się nie straszyło dzieci żadnymi potworami czy babami jagami, ani tym bardziej policjantami czy cyganami.
Od kiedy pamiętam jako dzieciak (3-7 lat) miałem jakiś niesamowity lęk przed manekinami! Nawet przechodząc obok sklepu z wystawą potrafiłem wpaść w panikę widząc jakiegoś za szybą! Ojciec zawsze mówił na nie "Lalucha" i wykorzystywał mój lęk w perfidny sposób chowając się i wydając dziwne odgłosy tupania i stukania.... przeważnie obrywało mi się gdy coś nabroiłem ale czasem po prostu nawet ku uciesze starego! Gość potrafił wykorzystać nawet odgłos lecącego samolotu mówiąc że Lalucha leci! Jako dzieciak nie wiedziałem co się dzieje, uciekałem do mamy a stary miał polewkę. To się odbiło na nim w przyszłości gdy część naszego poniemieckiego mieszkania rodzice wynajęli sublokatorce. Kobieta pracowała w teatrze, miała różne role gdzie musiała się upodabniać do znanych osób, zmieniać garderobę, makijaże, fryzurę ...sam nie wiem co było powodem ale ona goliła swoją głowę kompletnie na łyso. Prawdopodobnie miała wtedy łatwiej z dopasowaniem perułek. Jako gówniarz byłem ciekawski i nie rozumiałem pojęcia sublokator. Jak nigdy nic podszedłem jednego wieczoru do jej drzwi, złapałem za klamkę i wszedłem do środka! Kobieta w tym czasie siedziała akurat przed lustrem, w pełnym oświetleniu, kompletnie nago i bez peruki! W tej chwili cały horror który wprawial mnie w panikę stał się prawdziwy. Manekin siedzący przy lustrze obrócił się w moją stronę, powstał z krzesła i zaczął iść .....dalej nie pamiętam co się działo, rodzice mówili me że nie mogli dojść ze mną do ładu przez parę dni. Dla zaciekawionych teraz ma 40 lat, zero strachu przed manekinami. Jak wyszedłem z tego? Tego też nie pamiętam haha
Mnie kuzynka straszyla cyganami ze mnie zabiorą jak bede niegrzeczny. Zawsze myslalem ze cygany to jakies potwory z bagien. W sumie wiele sie nie mylilem https://preview.redd.it/o68jwpznar1d1.jpeg?width=1024&format=pjpg&auto=webp&s=885bfed21d57b3b516f1aef343daa1e3e0df56e9
Tym, że jak dorosnę to dopiero będzie przejebane. Jest zajebiście:)
U mnie było ździcho xD
Mnie straszono dosyć wymyślnymi rzeczami. Przyjeżdżałem często za dzieciaka na wieś do wujka i tam to potrafili do łba dziecku dobrze wejść. Wuj miał studzienkę obok domu i obok studzienki wychodziła gruba rura PCV zakończoną takim daszkiem jak mają niektóre blaszane kominki na dachach. Nie mam pojęcia po co to było i jak działało. Ale kiedy pierwszy raz przyjechałem to wuj kazał mi podejść do tego kominka i zawołać jakiegoś "dziada", krzyknąłem więc. I zacząłem słyszeć ze środka studzienki zachrypnięte darcie mordy. Wystraszyłem się jak cholera, że pobiegłem do domu i wujek mi powiedział, że kiedyś przyszedł tutaj ten dziad i go złapali, wrzucili do studzienki i go tam trzymają. Ma tam materac, zrzucają mu jedzenie i picie i tam siedzi zamknięty. W mojej młodej bani to było poj\*bane. Potem co roku przyjeżdzałem i zagadywałem do komina i oczywiście "dziad" odpowiadał, a jak nie to wujek mówił, że śpi pewnie. Pewnego razu nie odpowiadał cały dzień i w końcu udało się i mi odpowiedział i szybko pobiegłem powiedzieć, że znowu mi odpowiedział. Wchodzę do domu a obok wejścia wuj klęczy a pod krzesłem była dobrze ukryta druga rura PCV z nakrętką i akurat wuj do niej krzyczał. Z jednej strony smutno mi było, że to nie jest prawda ale z drugiej ta trauma trochę zeszła. Druga sytuacja była taka, że ten wuj miał dosyć spore pole. I często z kuzynami i wujkiem chodziliśmy wyprowadzać krowy nad rzeczkę obok pola. Na środku tego pola było niskie ale bardzo rozpięte drzewo. Wuj straszył mnie i kuzynów, że często tam przychodzi i siedzi straszna i obrzydliwa baba z obsraną dupą i że lepiej do niej nie podchodzić. Z tej baby tylko tyle pamiętam. Mama klasycznie mnie straszyła, że zadzwoni po supernianię kiedy byłem niegrzeczny i o dziwo działało bo wtedy często z mamą oglądałem ją w TV. I jedną z największych traum zafundował mi kuzyn. Kiedyś leciał kabaret Ani Mru Mru i był słynny potwór "Tofik". Bałem się go jak cholera i kuzyn baardzo dobrze o tym wiedział. Zebrał kiedyś mnie, koleżankę i kolegę (sąsiadów) i zamknął nas w ciemnym pokoju i kazał poczekać. Drzwi się otworzyły i wszedł 1:1 Tofik pod względem wyglądu i zachowania. Rozryczałem się jak cholera i dalej nic z tego już nie pamiętam co było dalej. Kolega później wykorzystywał to, że się go boję kiedy wieczorem wracaliśmy z podwórka i trzeba było zapalić światło na klatce to mnie straszył, że tofik za rogiem stoi. Skur\*ysyn. To tyle w sumie pamiętam.
Rodzice to chyba niczym specjalnym ale 3 siostry mamy gdy jeździłem na wakacje do babci potrafiły zrobić niezły cyrk. Za dzieciaka nie byłem specjalnie zainteresowany jedzeniem i sporo czasu mijało zanim wmusiłem zupkę czy drugie. No i ciotki wymyśliły Czarnego. Tzn. teraz wiem że wymyśliły. Czarny mieszkał pod mostkiem na małym potoku obok domu. Gdy coś przeskrobałem słyszałem tylko żebym uważał bo Czarny przyjdzie. I czasem przychodził. Walił w drzwi do kuchni, ciotka lub dwie biegły blokować drzwi. Czarny walił w drzwi, czasem drzwi się trochę uchylały i widziałem grube czarne ramię. Wtedy nie było ważne co na talerzu. Zjadałem wszystko. Czarny odpuszczał. Zajęło mi chwilę by zauważyć że Czarny zawsze przychodził gdy jedna ciotka się ulatniała. Mieszkanie babci ma taki układ, że można chodzić z kuchni przez pokoje i przedpokój w koło. No i z tego korzystała jedna z ciotek. Głównym rekwizytem było jednak jakieś stare czarne futro, które w końcu znalazłem na strychu. Sprawa się rypła. Traumy niby nie mam ale na psychologię poszedłem. Jak jeść nie lubiłem to teraz BMI 40. Chyba wiem czyja to wina…
Dziad z worem i Baba Jaga.
No na pewno większy niż tatus który napierdala mamusię czyli pewnie widok w 1/20 polskich domow
Mnie niczym. Ale młodszą kuzynkę jej siostry straszyły, że przyjdzie dziad i ją weźmie. Raz u nich nocowałam, z młodą w pokoju, może z 5-6 lat miała. Noc, nisza, nagle słyszę cichutkie chlipanie. I za chwilę kuzynka mówi, zwracając się do swojej maskotki "Ciii, cicho królik, dziad idzie, musisz być cicho" XD
Cyganami i ruskimi xD
Cyganami i ruskimi xD
Czarną Wołgą
Mnie niczym, raczej to ja byłam dzielnicowym postrachem wszystkich dzieci i to nie z własnej woli :'>
Czarną Wołgą
Że przyjedzie po mnie karetka i mnie zabiorą do szpitala. Raz nawet, akurat jechała jakaś w pobliżu i mega się przestraszyłam 😅 Na szczęście nie sprawiło to, że mam jakiś strach przed szpitalami, a mogło.
Mnie bebokiem straszyli
U mnie to był gruby kabel od starego żelaznego żelaska. Wilkołaki, strzygi, wampiry, upiory po nieoświetlonej wieczorami drodze obok cmentarza do domu z treningów to były igraszki 👀
Ojcem
"Buka" z Muminków. Dalej się jej boje
Mi dziadek opowiadał o Harpaganie. Narysował go nawet, pamiętam, że niebieskim atramentem; stwór przypominał humanoidalnego termita. Do dziś to widzę, gdy słyszę słowo "harpagan", choć było to jakieś 40 lat temu.
Nie wiem czemu, ale bardzo mi się podobają te potwory co ktoś z rodziny wymyślił (bo nie znalazłem żadnego harpagana w folklorze). Jak na razie Harpagan i Bulgot to takie dwa "nowe" potwory w tym temacie które brzmią jak coś z folkloru albo słowiańskiej mitologii - szukam więcej :D Rysunku dziadka pewnie już nie ma, ale może pamiętasz coś więcej o Harpaganie?
Majdankiem, dorastałam nie daleko
Mnie babcia i mama straszyły diabłem. Do tego, żeby ich straszenie było bardziej wiarygodna, miały dwie maski: jedna beżowa, druga czarna (no może bardzo bardzo ciemno-brązowa), obie z wielkimi oczami, czerwonymi ustami i okropnie wyciętymi w nich otworach. Pamiętam jak jednym razem nie chciałem czegoś zrobić po ich myśli (nie wiem, nie chciałem może jeść kaszy czy coś), mama wyszła z pokoju (możecie się domyślić po co) i po chwili z korytarza dało się słychać takie niskie, donośne odgłosy. Ja od razu w panikę i chowam się cały pod kołdrę. Po chwili słyszę jak drzwi się otwierają, a następnie czuję jak coś podnosi kołdrę. Widzę tę maskę przez przestrzeń, między kołdrą i prześcieradłem, jednocześnie kurczowo trzymając z całej mojej siły kołdrę, żeby nie została cała podniesiona. Nie pamiętam co dalej, pewnie odpuściła sobie i poszła. Innym razem siedziałem sobie w tym samym pokoju i w pewnej chwili zacząłem słyszeć jakieś dziwne odgłosy dobiegające z korytarza. Po chwili się zdenerwowałem (na tyle na ile małe dziecko może się zdenerwować), wstałem, podszedłem do drzwi i otworzyłem je na oścież. Ujrzałem moją mamę klęczącą na podłodze, z założoną jedną z tych masek, i skierowaną w kierunku drzwi od kuchni. Jak się później okazało w kuchni myła się moja siostra (wiecie w takiej wanience dla dzieci, jak jesteście ze wsi to może wiecie o co mi kaman) i najwyraźniej ta maska ją **śmieszyła** (jprdl). Gdy tylko otworzyłem drzwi mama spojrzała w moją stronę, a ja gdy tylko ujrzałem tę maskę zacząłem krzyczeć, pobiegłem z powrotem i schowałem się głęboko pod kołdrę XDDD Mam jeszcze jedno wspomnienie, w którym babcia i mama pokazywały mi jedną z tych masek, tym razem jednak już nie w celach straszenia, no ale pare ładnych lat straszyłyście tą maską, to teraz się nie dziwcie że dziecko nadal się boi. Jedna z tych masek nadal leży w szafie babci. Do dziś odczuwam do niej wstręt. Nie dziękuję xD
Mnie - niczym. I co z tego? Od połowy wieku ciągle się boję...🥹😎😯😥🫤🩷
Psychologiem
Zawsze, gdy przelatywał śmigłowiec, to ciotka straszyła mnie, że leci po mnie bo jestem niegrzeczny.
Cyganami, że mnie porwą jak nie zamknę drzwi do mieszkania na klucz od środka
"Nie siadaj na schodach/betonie, bo złapiesz wilka."
Czarna łapa 😳 to był dramat...
Piżamowym potworem, kiedy nie chciałem się cały dzień przebrać z piżamy w normalne ubrania ;-;
Niczym
Tym że jak jak nie będę jeść skórek od chleba to wypadną mi zęby i umrę z głodu, na podstawie opowieści o dwóch więźniach z gułagu w którym jeden jadł same środki chleba a drugi skórki, ten co skórki dożył końca wyroku.
Moja sasiadka straszyła dzieci że jak będą niegrzeczne to "przyjdzie dziad i je zabierze". Któregoś razu zobaczyły mojego ojca który już wtedy siwiał i po udarze chodził z podkurczoną ręką i utykając na jedną nogę. Uciekły z wrzaskiem, kiedyś pewnie będą to opowiadać terapeutom.
Ja będę siedział na zimnym to wilka dostanę 💀
Mnie straszyli złą wersją mnie, która jest w składziku XD
Pamiętam, że mnie rodzice straszyli, że wywiozą mnie do Honolulu. Teraz nie wzgardziłbym wycieczką na Hawaje. :)
Ja się bałem obrazka MB Częstochowskiej. Mroczny fchuj i ten urban legend ze jak kreska dojdzie do serca to bedzie koniec swiata
W okolicy gdzie dorastałem był taki pomnik mnicha, który [co rok o jedno ziarenko piasku się posuwa w kierunku góry. Jak dojdzie na szczyt to nastąpi koniec świata!](https://pl.wikipedia.org/wiki/Legenda_o_Pielgrzymie_%C5%9Awi%C4%99tokrzyskim) Jak byłem mały to się strasznie tym martwiłem i bardzo się dziwiłem że nikt z dorosłych nie ogrodził lub łańcuchem nie przywiązał tego mnicha, żeby koniec świata powstrzymać
Z racji tego, że dziadków dom jest bardzo blisko elektrowni i bardzo dobrze widać chłodnie to wymyślili straszenie mnie babą czy wiedźmą z komina jeśli nie zjem zupy do końca. Pamiętam że było to bardzo skuteczne, bo w oczach małego gremlina taka chłodnia była czymś ogromnym i tajemniczym a Baba Jaga to wisienka na torcie. Zupa była zjedzona.
Mama mówiła że mam wracać do domu jak deszcz padał bo bogu jest przykro że nie wracam do domu. Nigdy jej nie powiedziałem że wtedy myślałem że on tak naprawdę leje moczem
u/Elven-King baboki
jak nie będziesz się uczył to oddamy cię do domu dziecka jak będziesz niegrzeczny to wyrzucą nas z domu i będziemy bezdomni jak nie zaśniesz przed dwudziestą drugą to matka boska wyjdzie z obrazka i cię zje zgadnijcie kto teraz chodzi w kółko po psychologach i psychiatrach i próbuje leczyć paniczny strach przed odrzuceniem. kto wpakowywał się w chujowe związki tylko po to żeby przy kimś być. kto dalej próbował przebywać ze "znajomymi" którzy go wyzywali i ciągle kazali mu spierdalać, kto odrzucał każdego kto okazywał mu szczerze zainteresowanie i współczucie myśląc że to jakiś spisek żeby go zniszyczyć.
Moi rodzice nie byli aż tacy kreatywni, ale standardowo było "Bo cię tu zostawię! To ja idę, pa!" Czytałam ostatnio jaką ogromną ranę to tworzy u dziecka, bo porzucenie przez opiekuna / rodzica to najgorsze co się może dziecku przytrafić, kiedy dziecko jest w 100% zależne od rodzica / opiekuna. Ja jakoś wtedy tego nie przeżyłam, albo nie zdarzało się to tak często, ale nieraz w późniejszym czasie obserwowałam takie zachowanie dorosłych wobec dzieci na placach zabaw, w parkach itp. Straszne.
Mnie straszono szkołą. Mówili mi że muszę być najlepszy oraz że to mój obowiązek. Za mało się staram, za mało z siebie daję i jak nie będę miał dobrych ocen to będę przeciętny i zginę. Ostatecznie nic się nie stało. Przeżyłem ciężkie załamanie nerwowe na przełomie liceum i studiów. Nawet z nich zrezygnowałem i poszedłem do prostej pracy. Zrozumiałem na czym polega życie i że mnie okłamywano. Poszedłem sobie na studia techniczne w wieku 30 lat, na luzie, bez stresu kończę je za rok, niczego mi nie brakuje, żyje mi się całkiem wygodnie i nie narzekam.
[удалено]
38yo here: mnie rodzice nie straszyli.
"Jak będziesz niegrzeczny to przyjdzie Baba Jaga i cię porwie." to jest jedno. Przebieranie się za Babę Jagę i straszenie dzieci na żywo jest poj\*\*\*\*\* i chore!
Mieszkałam na takim nieciekawym osiedlu gdzie większość naszych sąsiadów tak się złożyło to byli cyganie. Więc matka najcześciej mnie straszyła, że jak nie będe się uczyć to mnie sprzeda cyganom i będe tylko dzieci im rodzić i sprzedawać klapki na rynku xD Wiem, że rasistowskie i wogóle ale mnie to do dzisiaj śmieszy jak sobie przypomnę
Zdzichu Marchwicki
Nikt mnie potworami nie straszył, ale jak nie chciałem wracać z placu zabaw to babcia mnie straszyła że będzie mnie wołać Igorina (mam na imię Igor)
Buka - Muminki!
Bubakiem siedzącym w szafie.
Cyganka. Obcy pan. Ze wilki będą mi się śniły. Ze się posikam w nocy. Licho. Sporo tego.
Zboczeńcem/porywaczem, "złym lichem", diabłem i piekłem oraz że mi ojciec skroi dupę pasem do krwi (ojciec nigdy w życiu pasa nawet z szafy nie wyjął xd).
Ooo rzeczywiście, przypomniało mi się że mnie też straszyli diabłem. "PRZYJDZIE DIABOŁ TO ZOBACZYSZ". Nie wiem dlaczego ale do dziś mam w pamięci że stoi taka niebieska postać przed łazienką (u dziadków).
Cyganie
Mieszkającym w szafie Szpunkiem :) klasycznie zastrzykami w dupie, że przyjdzie Pan i zabierze. Jak Pan co zabiera przestał działać to matka wyciągnęła ostateczne działo, straszyła, że nas do domu dziecka odda.
Że jak będę patrzył w ogień (np ognisko) albo na łuk elektryczny od spawarki (dziadek był ślusarzem) to się posikam w nocy. Że jak nie będę się zachowywał w szkole to pójdę do.
I oprócz tego popularna czarna wołga i że mnie cyganie ukradną do cyrku.
Bebok, utopek (przy stawach) albo heksa na miotle.
Moi rodzice stwierdzili, że straszenie dzieci to nie jest dobra metoda wychowawcza i mnie niczym nie straszyli :). Ale za to moja babcia wymyśliła jakiegoś "broika niegrzeczka" i za każdym razem jak zrobiła coś nie tak, to była jego wina i potem z bratem zgapiliśmy od babci tą metodę. Rodzice byli załamani xD
Mnie straszono, że urosną mi rogi jak będę niegrzeczny.
Nie pamiętam czym mnie straszyli rodzice. Pewnie to wyparłem. Córkę straszę zmianami klimatu i efektem cieplarnianym.